Sandboxy to gatunek gier z otwartymi światami, gdzie mamy swobodę poruszania się po ogromnych mapach. W celu wydłużenia rozgrywki deweloperzy zwykle wprost zapychają takie gry różnego rodzaju aktywnościami. Większość z nich jest powtarzalna i nudzi się już po kilku wykonaniach. Na szczęście są chlubne wyjątki. Jednym z nich jest recenzowany w tym filmie Mad Max.
Gra została wydana 1 września 2015 roku i jest dostępna zarówno na komputery z Windowsem jak i 2 najpopularniejsze konsole XBOX One oraz PlayStation 4. Twórcami tego postapokaliptycznego tytułu jest Avalanche Studios odpowiedzialne również za realizację 4 części Just Cause.
Jeśli oglądacie tą recenzję, to z pewnością chcecie wiedzieć, czy warto kupić Mad Maxa. Żaden z nas Hubert Urbański, więc nie będziemy trzymać Was w napięciu i od razu udzielimy odpowiedzi na to pytanie. Naprawdę warto. Możecie zatem od razu pobiec do sklepu i ją kupić albo odwiedzić Steama, PS Store lub Sklep Microsoft i tam dokonać zakupu wersji cyfrowej. Z pewnością warto poczekać na promocję, ponieważ gra często jest mocno przeceniana i można ją nabyć za grosze. Jeśli jednak kupicie Mad Maxa w normalnej cenie to jestem pewien, że też będą to dobrze zainwestowane pieniądze.
Czym zatem wyróżnia się ta gra, że ją polecamy? Otóż jest to solidnie wykonany sanbox, który nie wprowadza żadnych nowości w tym gatunku, ale to co oferuje graczom dopracował niemal do perfekcji. Mad Max to gra tocząca się w świecie filmu o takim samym tytule, ale nie jest ona jego gradaptacją, a jedynie luźną wariacją tego zwariowanego, pustynnego świata.
Co zatem czeka nas w tej grze? Dziesiątki kilometrów wyschniętych pustkowi, dróg pokrytych piaskiem, ruin nowoczesnego świata i złomu, z którego buduje się tutaj wszystko. Gra posiada fabularną historię, którą podążamy realizując kolejne misje, a także szereg pobocznych aktywności i to właśnie one zapewniają nam dziesiątki godzin świetnej zabawy. Sama fabuła jest co najwyżej poprawna, nie wciąga nas jak historia w Wiedźminie, nie ma takich charakterystycznych bohaterów jak seria Uncharted, a poboczne postacie są nam obojętne i ich śmierć zupełnie nas nie rusza. Ewidentnie nie jest to ta sama liga co The Last of Us. Co nie zmienia faktu, że sama gra jest naprawdę świetna.
Pustynna Australia jest wystarczająco zróżnicowana, żeby nie stanowić monotonnego tła dla otwartej zabawy. Spotkamy tu piaszczyste wydmy, skaliste góry, kaniony i inne wysuszone na wiór fragmenty outbacku. Będziemy je przemierzać w legendarnym Magnum Opus, którego przez cały okres rozgrywki będziemy ulepszać. Ulepszenia auta obejmują rozwiązania ofensywne, defensywne i inne. W tych pierwszych znajdują się harpun pozwalający urywać części wrogich aut, czy nawet wyszarpanie wrogiego kierowcy z wnętrza jego pojazdu. Grom czyli tutejszy odpowiednik bazooki oraz taran pozwalający rozrywać auta przeciwników na drobny mak. Przydatna jest również snajperka. Defensywne ulepszenia obejmują pancerz, felgi z kolcami, które równie dobrze mogą być bronią, kolce przeciw skoczkom, palniki boczne czy szybkość naprawy. Dodatkowo możemy również poprawiać inne elementy w naszym samochodzie jak silnik, zmieniać lakier, montować ozdoby na masce i tyle auta oraz wiele więcej.
Wszystko to pomoże nam skuteczniej rozprawiać się z konwojami i grasującymi po bezdrożach gangami. Starcia czterokołowych bestii może nie są tak widowiskowe jak kraksy w Burnout Paradise, ale i tak dają mnóstwo frajdy. Wrogich kierowców możemy taranować, wysadzać w powietrze strzelając w zbiornik paliwa, unieruchamiać urywając koła czy po prostu za pomocą haruna wyrwać z auta. Jeśli lubicie wyścigi, to Mad Max posiada również aktywności, gdzie musimy dotrzeć do mety przed przeciwnikami. Gra daje nam kilka rodzajów zawodów:
- wyścig do mety bez ustalonej trasy, gdzie sami dobieramy optymalną drogę,
- wyścig przez beczki, gdzie te ostatnie wypełnione paliwem stanowią punkty kontrolne przez które trzeba przejechać rozwalając przynajmniej jedną beczkę,
- ucieczkę przed stadem dzikusów w czterokołowych bestiach, którzy próbują za wszelką cenę nas zniszczyć nim dotrzemy do mety.
Trasy możemy pokonywać uczciwie, ale skoro nasi wrogowie nad wyraz chętnie korzystają z nieczystych zagrań, to polecamy by nie być im dłużnym i kasować ich auta wszelkimi dostępnymi metodami, których gra nam nie ogranicza.
Ogólnie warto od początku zabawy skupić się na walce z wrogimi samochodami, bo jest to jedno ze źródeł złomu – tutejszej waluty, za którą później ulepszamy Magnum Opus, Maxa oraz twierdze naszych sojuszników.
Nowe umiejętności pozwalają naszemu bohaterowi na noszenie większej ilości amunicji, zapewniają mu lepszą odzież chroniącą przed atakami wrogów, a także ulepszają nasze główne narzędzie mordu czyli nasze łapki. Na początku rączki naszego Maxa delikatnie głaszczą wrogów po ich pełnych pogardy i gniewu gębach. Jednak gdy w pełni ulepszymy naszego bohatera, to słabe łapki zmieniają się w dwa stalowe potwory, które miażdżą i łamią wszystko co stanie na ich drodze.
Walka z wrogami jest bardzo prosta i wymaga od gracza jedynie unikania otaczania przez większą liczbę wrogów oraz stosowania bloku i ataku. Od czasu do czasu w starciach z uzbrojonymi przeciwnikami przydaje się też unik, ale i bez niego można obić ryje standardowych przeciwników. Jednak niech Was nie zmyli prostota walki, ponieważ bójki są w tej grze zrealizowane świetnie i gdyby seria GTA zaimplementowała podobne rozwiązania, to wszystkie zlecane w niej morderstwa byłyby wykonywane przez graczy ręcznie, a broń palna stałaby się zbędna.
Dopełnieniem całości jest świetnie udźwiękowienie walki wręcz. Gra idealnie wykorzystuje wbudowany w pada Playstation głośniczek. Oczywiście jeśli chcemy możemy rzucić się w wir malowania piasków pustyni czerwoną juchą naszych wrogów, którą wydobędziemy z nich za pomocą strzelby, ale jest to znacznie mniej satysfakcjonujące niż walka wręcz. Dodatkowo dysponujemy małą ilością amunicji więc szczególnie na początku niemożliwe będzie zabicie choćby 3 – 4 osobowej ekipy nieprzyjaciół.
Prócz ulepszeń Maxa za pomocą złomu, mamy możliwość poprawienia jego umiejętności za pomocą punktów u Griffa. Zdobywamy je osiągając wyższe rangi i realizując wyzwania, których jest ogromna liczba. Za punkty możemy poprawić ilość zdrowia Szalonego Maxa, zmniejszyć zużycie paliwa w aucie czy zwiększyć ilość pozyskiwanej wody.
W przeciwieństwie do wielu konkurencyjnych sanboxów, w grze nie mamy automatycznego leczenia ran. Za każdym razem kiedy dostaniemy wciry musimy samodzielnie podreperować sobie pasek życia, a możemy zrobić to na kilka ciekawych sposobów:
- pijąc wodę, którą nosimy w manierce
- zjadając psią karmę ze znalezionych puszek
- zjadając larwy żywiące się zwłokami
- czy rozdeptując przebiegającego obok gryzonia i zjadając go.
Trzeba przyznać, że pomysły są nietypowe, ale idealnie pasują do świata, w którym osadzony jest Mad Max.
Powróćmy jeszcze do wspomnianych twierdz, które stanowią pewną formę naszych kryjówek, gdzie jesteśmy bezpieczni. Tak jak wspomnieliśmy – również te miejscówki możemy rozbudować. Większość ulepszeń tych budowli ma na celu ułatwienie nam gry. Niektóre uzupełniają nam zapasy wody, życia, czy amunicji, inne powodują automatyczne zbieranie złomu z rozbitych pojazdów, odkrywanie na mapie miejsc poszukiwań itp. W twierdzach otrzymujemy również misje fabularne.
Niestety Ci co grali w serię Just Cause wiedzą świetnie, że Avalanche Studios nie są mistrzami w tworzeniu zróżnicowanych i interesujących misji. Mad Max z pewnością wypada tu całkiem dobrze na tle pozostałych ich produkcji, ale raczej niczym nas nie zaskoczy. Zlecenia polegają na eliminowaniu przeciwników szukaniu wartościowych dla przywódców twierdz materiałów, oznaczaniu miejsc, obronie twierdz czy przywożeniu konkretnych pojazdów. Nie jest to nic wymagającego, ale dzięki temu nie jest też frustrujące, a między misjami możemy zwiedzać ogromny świat i szukać skarbów w różnych kryjówkach.
Skoro jesteśmy już przy kryjówkach to nasza recenzja nie może się obyć bez najważniejszego elementu Mad Maxa – zbieractwa. Wiemy, że na samą myśl o tym większość z Was poczuje zniesmaczenie, ale jest ono spowodowane tym, że twórcy większości gier wciskają ten element na siłę, a lokacje, które musimy przeszukiwać tworzą za pomocą 2 kombinacji klawiszy – CTRL+C i CTRL+V. Tu należą się ogromne brawa i podziw dla Avalanche Studios.
Ogromna ilość punktów poszukiwań jest unikalna, całkiem odmienna. O ile na początku było to fajne i ciekawe, o tyle pod koniec sprawdzaliśmy każdy kąt kryjówek z coraz większym podziwem ile pracy włożyli graficy i programiści na zaprojektowanie i zrealizowanie tak wielu rozbudowanych i różnorodnych lokalizacji. Mad Max jest najlepszym przykładem, że zbieractwo można zaimplementować w grze w taki sposób, by było fajną zabawą od pierwszych do ostatnich godzin gry.
Fajną rzeczą są również strzępki historii – będące często zdjęciami z krótką informacją czy historią innych ludzi. Wprowadzają nas w świat, w którym próbuje przetrwać Max.
Dla osób, którym nadal mało, musimy wspomnieć, że Mad Max oferuje nam również ogrom najróżniejszych wyzwań. Wymagają one pokonywania określonych rodzajów wrogów za pomocą konkretnych ciosów, niszczenie aut niemilców wskazaną metodą, utrzymywanie się w powietrzu przez określony czas i wiele więcej. Jest tego ogrom i nawet grając 80 godzin może nie udać się spełnić wszystkich.
Nie ma jednak róży bez kolców i również recenzowany Mad Max posiada drobne skazy. Oprócz wspomnianych wcześniej słabych na tle czołowej konkurencji misji i nijakich bohaterów, z którymi nie łączy nas chemia są to drobne błędy fizyki i brak muzyki w dużej części rozgrywki. Problemy z fizyką sprawiły kilkakrotnie, że Max zaklinował się między jakimiś przedmiotami lub przypadkowo zablokował sobie przejście oponą czy innym złomem. Chwila soczystego przeklinania i kilkanaście prób wydostania się z pułapki zazwyczaj wystarczały do dalszego cieszenia się rozgrywką. W jednym miejscu znaleźliśmy również wiszące w powietrzu kamienie, ale był to pojedynczy przypadek.
Co do muzyki to tam gdzie jej uświadczymy, dostosowano ją do klimatu i budowania napięcia, co robi świetnie. Niestety przemierzając pustkowia robimy to tylko w rytm ryczącego V6 lub bulgoczącej V8, gniecionej blachy oraz łamanych kości i wybijanych zębów. Przydałoby się jakieś radio z postapokaliptycznymi piosenkami. Za wadę można również uznać domyślne sterowanie, które w dużym stopniu odbiega od standardowego. Z tego powodu wielokrotnie pozbywaliśmy się jedynego pocisku, który mieliśmy wysyłając go prosto w chmury czy do piachu. Gra na szczęście daje możliwość wyboru alternatywnego sterowania.
To będzie chyba na tyle jeśli chodzi o recenzję Mad Maxa. Gra jest godna polecenia i jeśli ktoś lubi sandobxy to z pewnością będzie się świetnie bawił w wyjałowionym świecie postapokaliptycznej Australii. Bez problemu powinno nam się udać dorwać używanego Mad Maxa na PS4 za ok 30 złotych, ale tak jak podkreśliliśmy to na początku nawet płacąc standardową cenę wynoszącą w sklepach ok 79 zł za fizyczny nośnik, nie powinniśmy tego żałować. Gra jest często przeceniana i obecnie w PS Store można dostać ją za 39 złotych. Była też rozdawana za darmo w ramach PS Plus, więc jeśli ktoś jej nie ograł to koniecznie powinien to nadrobić.
Dajcie znać w komentarzach co Wy myślicie o grze Mad Max. Czy zgadzacie się z naszym zdaniem, czy może uważacie, że inne sanboxy biją tą grę na głowę. Docenimy również każdą łapkę w górę zostawioną pod tą recenzją. Jeżeli nie subskrybujecie jeszcze naszego kanału to zachęcamy Was do tego by to zrobić. Dajcie też znać w komentarzach czy są jakieś gry, których recenzje chcecie zobaczyć, a my postaramy się spełnić Wasze marzenia.